Agenci Nieruchomości

Czyli o tym jak przejść przez piekło agencji nieruchomości i czegoś się z tego nauczyć.


Oczywiście nie mogę generalizować i jestem pewien, że wielu jest fachowych i pomocnych agentów nieruchomości my jednak nie mieliśmy szczęścia trafić na takowych. Roller coaster wydarzeń, emocji i niepewność jaką zafundowali nam agenci, choć niemiła, nauczyła nas bardzo wiele. Przede wszystkim upewniła nas w starym dobrym powiedzeniu „umiesz liczyć, licz na siebie”…

Wróćmy jednak do początku. Coraz mocniej utwierdzeni w przekonaniu jaka okolica idealnie spełnia nasze wymagania rozpoczęliśmy intensywne przeszukiwanie internetu. Choć portali z ogłoszeniami dotyczącymi nieruchomości jest kilka (jeśli nie kilkanaście) szybko okazało się, że ciekawych działek jest dużo mniej, a ogłoszenia w portalach się powtarzają. Od razu też jasne stało się, że jeśli chcemy zobaczyć którąkolwiek z prezentowanych działek będziemy musieli skorzystać z usług którejś z agencji nieruchomości (te same ogłoszenia wystawiały różne agencje). Choć udało nam się dokładnie zlokalizować jedną z interesujących nas działek z ogłoszenia, nie wiedzieliśmy jak, a szczerze to nawet nie pomyśleliśmy o tym by spróbować namierzyć właściciela na własną rękę (więcej o tym w tym poście). Zamiast tego zadzwoniliśmy do agencji i umówiliśmy się na spotkanie.

Spokojni, otwarci i pozytywnie nastawieni ruszyliśmy na spotkanie z agentem, zupełnie jak niewinne i nieświadome owieczki na rzeź. Drzwi otworzył nam sympatyczny starszy Pan, przedstawił się i od razu zaczął „sypać żartami”. Jeszcze bardziej rozluźnieni miłą atmosferą zasiedliśmy do stołu, przy którym po chwili przerwy nasz „żartowniś” poważnie oświadczył: „Na początek musimy podpisać umowę„. Na to akurat byliśmy przygotowani, na fakt, że jeśli działkę zdecydujemy się kupić będziemy musieli zapłacić dodatkowe 3% ceny nieruchomości agencji, nie do końca. W moim przekonaniu to właściciel działki powinien pokryć koszty agencji nieruchomości, w końcu działa ona na jego rzecz tworząc ogłoszenie, rozmawiając z potencjalnymi „klientami”, przedstawiając działkę itp. Jednak często to jak myślimy jak świat działa, a jak jest w rzeczywistości to dwie różne rzeczy, i nie pozostało nic innego jak podpisać umowę pieczętującą wspomniane 3%. Przynajmniej tak mi się w owym czasie wydawało, o tym, że wysokość prowizji można z agentem negocjować i o fakcie, że 3% prowizja to raczej to wyższe spektrum opłat, dowiedziałem się później. W tym, że byliśmy nieco naiwni utwierdziła mnie wizyta u kolejnego agenta, którego prowizja była dokładnie dwa razy niższa (czyli 1,5%).

Z podpisaną umową rozpoczęliśmy w końcu rozmowę „o konkretach”. Niestety tych okazało się niezwykle mało, gdyż agent nie posiadał żadnych dodatkowych informacji poza tymi zawartymi w ogłoszeniu. Jedyna dodatkowa informacja jaką udało nam się uzyskać to wymiary działki, które agent zmierzył na Geoportalu, czyli coś co mogliśmy sami zrobić mając dostęp do internetu i 30 sekund wolnego czasu. Pojechać zobaczyć działkę z agentem nie było sensu, gdyż na działce byliśmy już wcześniej (tak jak pisałem udało nam się ją zlokalizować na własną rękę), nie zostało więc nic innego jak „negocjować” cenę. Tutaj od razu „nasz” agent wygłosił długą litanię, której treść sprowadzała się do tego, że negocjacje cenowe najlepiej zostawić jemu, gdyż ma on w tym duże doświadczenie, po za tym jemu też zależy, żeby do transakcji doszło – w końcu z tego ma prowizję. Brzmiało to mniej lub bardziej przekonująco. Fakt, że kolejnego dnia wyjeżdżaliśmy na wakacje i nie do końca chcieliśmy mieć na głowie jakiekolwiek negocjacje finansowe, spowodował iż w końcu stwierdziliśmy: „Dobrze, jesteśmy zainteresowani, niech Pan negocjuje.”

To co nastąpiło później to dla nas jasny przykład tego jak coś „złego” może wyjść na dobre… Potrzeba tylko więcej czasu i nieco innej perspektywy… O dalszych losach naszych „negocjacji” jednak w kolejnym poście!

Komentarze

Popularne posty